niedziela, 22 września 2013

Dawno nie pisałam

Dłuuuugo mnie tu nie było. I niestety, nie był to urlop tylko praca. Moja praca ma to do siebie, że największy ruch mam w miesiącach letnich. I wcale nie pracuję w usługach turystycznych :). Po prostu przepisy wymagają od kierowców zawodowych, aby do 10 września kolejne grupy zaktualizowały swoje uprawnienia. Trwa to już od 2009 roku. I tak przez ostatnie lata nie mogłam nawet marzyć o urlopie, bo jak to u nas: wszystko zawsze robimy na ostatnią chwilę. W związku z tym, gdy przychodzi lato i człowiek marzy o wylegiwaniu się gdzieś w pięknym zakątku na tej ziemi, to musi zakasywać rękawy i brać się do pracy, bo chętni na kursy walą drzwiami i oknami. Udało mi się tylko wygospodarować czas na krótki tygodniowy wypad na działkę. Teraz już można robić jedynie jednodniowe wypady, bo noce już zimne i w chałupie temperatura spada niemal do takiej, jaka jest na zewnątrz. Wszystko jest wilgotne i dłuższy pobyt przestaje sprawiać frajdę a staje się walką z zimnem.
Ale, jeszcze zanim zupełnie skończyła się pogoda, w ostatnich ciepłych dniach trafił mi się służbowy wyjazd na Pomorze. W drodze powrotnej zatrzymałam się na nocleg na Mazurach i spędziłam piękny, ciepły dzień nad jeziorem Narie, czego dokumentację zamieszczam poniżej. Udało mi się wyjątkowo, ponieważ już od następnego dnia zaczęły się deszcze i pogoda zaczęła się systematycznie pogarszać.




Pobyt nad jeziorem był orzeźwiający i wspaniale przyczynił się do bardziej optymistycznego spojrzenia na świat, który mimo naszego zabiegania, naszych obowiązków prawdziwych lub wyimaginowanych, pogoni za . . .  no właśnie - za czym tak gonimy? - robi swoje i nie przejmuje się naszymi kłopotami. Łabędzie i kaczusie stroszą pióra, przyroda kwitnie i przekwita, tylko my tego nie zauważamy. Czasem wpadnie nam w ręce jakiś album i wydaje nam się, że zdjęcia tam zamieszczone, to dzieło profesjonalistów, którzy robią je po wielu trudach wyczekiwania na coś ciekawego, ale my nie mamy możliwości upolowania aparatem takich momentów, bo nam się spieszy. Otóż wcale tak nie musi być. Nawet będąc gdzieś krótko, zawsze możemy rozejrzeć się dookoła o zobaczyć coś pięknego: kwiatek, ciekawy kolor liści, gołębie, wrony i to, co nas otacza na co dzień, ale mijamy to obojętnie, w pośpiechu, nie zauważając tego i wierząc w to, że nic ciekawego nam się nie przytrafia. Przytrafia nam się, tylko musimy szerzej otworzyć oczy i zamiast pogrążać się w planowaniu i rozpamiętywaniu, rozejrzeć się. A jest na co teraz patrzeć: liście zmieniają kolory niemal na naszych oczach, kasztany lecą z drzew, żołędzie nas atakują (wczoraj dostałam w głowę chodząc z psami po lesie), cała przyroda szykuje się do kolorowego szaleństwa. Życzę wszystkim, żeby tego nie przegapili.