poniedziałek, 10 listopada 2014

Wpis trochę spóźniony, ale nie dla mnie


 

Nie zdążyłam z tym wpisem na czas, a większość żyje już Świętami Bożego Narodzenia, ale dla mnie zaduma nad naszym przeznaczeniem ciągle trwa. Wpadłam ostatnio w jakiś ciąg śmierci i pogrzebów, a przez to wspomnień i melancholii. Mniej więcej od połowy października moje życie toczy się od pogrzebu do pogrzebu. Umierają rodzice moich przyjaciół i znajomych, chociaż tą smutną serię zapoczątkował młody człowiek, który w ekspresowym tempie zawinął się na raka. Każdy taki pogrzeb budzi wspomnienia z lat młodości, gdy wspólnie uczyliśmy się, imprezowaliśmy, a rodzice przynosili nam kanapeczki, herbatki, wpadali pogadać. Miałam szczęście do rodziców moich znajomych. Zwykle trafiałam na życzliwych młodzieży, przyjaznych rodziców. Można było z nimi pogadać, nawet poimprezować. Tak, tak, bo kiedy chodziłam do szkoły i studiowałam, urządzaliśmy prywatki, a rodzice nie zawsze zostawiali nam chatę wolną. Często byli w drugim pokoju, za ścianą i cierpliwie znosili nasze wybryki i hałas. I wspomagali dostawami żywności. Niektórzy jeździli z nami na obozy, filmowali nas, a potem w zimowe wieczory zapraszali do siebie i urządzali pokazy. Wywoływało to wiele emocji i śmiechu, a przede wszystkim wspomnień. Oni również opowiadali swoje wspomnienia z czasów wojny, powstania, okresu powojennego. Jaka szkoda, że nie było wtedy możliwości ich nagrywania. Nikt już teraz tego nie odtworzy, a szkoda. Możemy liczyć tylko na własną pamięć, a ona niestety jest zawodna.
Byliśmy pokoleniem, którego rodzice znajdowali dla nas czas i chciało im się uczestniczyć w naszym życiu, albo chociaż przyglądać się nam. Przy czym nie było to sterczenie nam nad głową i zabranianie wszystkiego, żebyśmy sobie krzywdy nie zrobili. Mieliśmy dużo swobody. Odnoszę wrażenie, że mimo trudnych czasów, braku tych wszystkich udogodnień, jakie mamy teraz, a może dzięki temu, oni wiedzieli, co jest w życiu ważne. Nie uganiali się za pieniędzmi, nie gromadzili całej masy niepotrzebnych rzeczy, tylko zajmowali się życiem. Po wojnie doskonale wiedzieli, co jest najważniejsze a czym nie należy się przejmować. Tylko dlaczego my, ich dzieci, tak daleko od tego odeszliśmy i przypominamy sobie o tym w chwilach refleksji, gdy odprowadzamy ich do miejsca przeznaczenia.