niedziela, 17 listopada 2013

Zmiany (2)

Napisałam tu, że zamierzam wprowadzać zmiany w życiu, ale nie chcę, żeby były to gwałtowne rewolucje. Mają to być zmiany wprowadzane stopniowo. Krok po kroku. Tak jak przewiduje to filozofia kaizen, o której założeniach świetnie napisał tutaj Arkadiusz. Bez wdawania się w szczegóły, metoda kaizen umożliwia oszukanie podświadomości. Zamiast wprowadzać rewolucyjne zmiany w swoim życiu, które budzą sprzeciw naszej podświadomości, wprowadzany drobne, prawie niezauważalne zmiany, które "nie drażnią" podświadomości i nie budzą jej do buntu. Myślę, że na tej zasadzie np. Beata Pawlikowska proponuje zacząć pracę nad sobą od codziennego 10-minutowego spaceru.  Żadne tam bieganie, żadne długie marsze, nic z tych rzeczy, po prostu 10-minutowy spacer. Nic wielkiego, możemy na to wygospodarować czas w drodze do pracy, na zakupy itp.

Jak pisałam wcześniej, postanowiłam ograniczyć w swojej diecie cukier. Też powoli, krok po kroku zmniejszając codzienną dawkę. I wiecie, co się stało? W momencie, kiedy to napisałam, poczułam nieprzepartą chęć na coś słodkiego. Na tym się nie skończyło. Za każdym razem, gdy próbowałam o ten maleńki okruszek zmniejszyć porcję słodkiej rozkoszy, mój mózg wywijał oberka i oczyma wyobraźni widziałam całe, ogromne słoje nutelli, duże tabliczki czekolady z orzechami, puchary z bitą śmietaną, lody, torty, bezy z kremem czekoladowym i tak dalej. Miałam wrażenie, że zaczęłam wojnę z całą armią słodkości tego świata. Wszelka świadoma kontrola sytuacji, napinanie mięśnia silnej woli i zapieranie się w sobie nie dawało żadnych rezultatów. Wręcz przeciwnie, dochodziło do tego, że moje myśli zajęte były słodkościami non stop i czułam się ciągle głodna, ale głodna na jeden rodzaj pokarmu. Wreszcie zmordowana tym wszystkim poddałam się, przestałam walczyć. Powiedziałam sobie: dobrze, jedz co chcesz, w końcu każdy kiedyś musi umrzeć i jakie to ma znaczenie na co i czy rok wcześniej, czy rok później. Czy przedłużymy to życie o rok, dwa kosztem takiej walki. czy poddamy się i za to będzie przyjemniej. Po tym stwierdzeniu odczułam ulgę. Nic nie muszę! Nie muszę sobie niczego odmawiać! W porządku! Na tym świecie musi znaleźć się miejsce również dla ludzi takich jak ja, o słabiej rozwiniętej silnej woli. I co się stało? Zauważyłam, że powoli moje życie kulinarne również przysiadło na piętach. Przestałam buszować po szafkach w poszukiwaniu słodyczy, zaczęłam mieć ochotę na pomidora, paprykę, jabłka. I nie wiem kiedy, moje myśli przestały krążyć wokół słodyczy. Zaczęłam słodzić kawę miodem i po dwóch kawach dziennie w zasadzie nie poszukuję już słodyczy. Zdarza się czasem kawałek czekolady (ale już nie pół tabliczki) albo na drugie śniadanie kanapka z miodem lub konfiturą. To wszystko. I pomyśleć, że przechodziłam przez całe to szaleństwo tylko dlatego, że coś postanowiłam i klarownie to wyartykułowałam, żeby mieć punkt umocowania w trwaniu w swoim postanowieniu. Aż boję się napisać, jaki ma być kolejny krok na mojej drodze do zmian. Zastanowię się, czy napisać o tym, co planuję, czy dopiero gdy uda mi się już wprowadzić to w życie. W każdym razie ciąg dalszy nastąpi :).

piątek, 15 listopada 2013

Obejrzałam


 
I znowu Polański pokazał, że potrafi robić dobre kino. Do tego tanie: dwoje aktorów, jedno wnętrze, oszczędność rekwizytów. Cały film bazuje na dwojgu aktorach. Wszystko zależy od nich, od ich umiejętności budowania napięcia. Trzeba przyznać, że udaje im się to doskonale. Akcja przybiera dość nieoczekiwany zwrot i kobieta, początkowo traktowana z wyższością i lekceważeniem, niepostrzeżenie przejmuje kontrolę nad rozwojem sytuacji. Do tego parę celnych stwierdzeń. Warto iść. Na pewno nie będzie to zmarnowany czas.
AmbaSSAda - plakat Jednym zdaniem: wesoły absurd, efekt motyla na wesoło. Jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego na przyjemny wieczór po zagonionym dniu, to ten film świetnie się nada. Młodzi ludzie wprowadzają się jako jedyni lokatorzy na ul. Piękną 15, gdzie niegdyś mieściła się Ambasada Niemiec. Już od pierwszej nocy dziewczyna stwierdza, że mieszkanie jest jakieś dziwne. Potem jest coraz weselej. Młodzi zaczynają mocno urozmaicone życie w dwóch wymiarach czasowych, wciągając w to również postaci historyczne. Przemieszczanie się wszystkich w tą i z powrotem w czasie powoduje pewne zmiany w historii. Jakie? Zobaczcie sami :).

wtorek, 5 listopada 2013

Jesienne porządki

Wiele razy czytałam na Waszych blogach, że nie znosicie koszenia, bo powoduje hałas, przystrzyżone trawniki trzeba potem podlewać itp. Jako posiadaczka kawałka ogródka nie mogę zgodzić się z tym, bo jeśli trawnik nie jest koszony, to po pierwsze dziczeje i łysieje, a po drugie przedzieranie się przez wybujałą trawę z jednego końca ogródka na drugi, szczególnie po deszczu, nie sprawia mi żadnej przyjemności i myślę, że nie jest to tylko moje odczucie. Nie wspomnę już o wrażeniach estetycznych: czy wolicie patrzeć na zielony zadbany kobierzec, czy wybujałe zielsko, przez które trudno się przebić innym roślinom?
 Mam jednak inną fobię ogródkowo - parkową, mianowicie grabienie liści. Proszę, żeby przyrodnicy lub ogrodnicy wytłumaczyli mi, czy mam rację. W szkole uczono mnie, że to, co znajduje się na ziemi, to cenna ściółka. Składają się na nią m.in. opadłe z drzew liście, które pod wpływem wilgoci rozkładają się, wnikają w glebę i w ten sposób ją zasilają, powodując, że na wiosnę mogą wykiełkować nowe, silne rośliny. Ponadto pod tymi drzewami leżą też kasztany, żołędzie, szyszki i inne cenne produkty stanowiące pożywienie dla zwierząt, które umożliwia im przetrwanie zimy. A teraz do naszego parku, w którym mieszkają wiewiórki i który jest integralną częścią lasu, przyjeżdża ekipa ogrodnicza i to wszystko grabi, ładuje na samochód i wywozi. Tym samym zwierzęta zostały pozbawione pożywienia, a pod drzewami już od pewnego czasu mamy klepisko. Mówi się, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Rozszerzyłabym to i powiedziała: gdzie diabeł nie może, tam człowieka pośle. Efekt murowany: na pewno wszystko zniszczy i jeszcze weźmie za to kasę.

niedziela, 3 listopada 2013

Wspomnienie lata (2)

W nawiązaniu do posta, którego pisałam tu kontynuuję spostrzeżenia ze spaceru jesiennego. Dziś dalszy ciąg prezentacji tego, co nam zostało w trawie po lecie. Niestety nie wszystko cieszy i zachwyca, jak to, co pokazałam wcześniej. Dzisiaj fanty, których nikt z nas nie chciałby chyba spotkać na spacerze. Co ciekawe, niby wszyscy wiedzą, że nie należy śmiecić w lesie, że po to stoją śmietniki, żeby z nich korzystać, ale jakoś ciągle znajdują się tacy, którzy chyba nigdy o tym nie słyszeli. Jak to możliwe? Gdzie i kiedy przeoczyli te informacje? Smutne.