sobota, 29 czerwca 2013

Jestem szczęściarą


Tajemniczy ogród
Jestem szczęściarą. To prawda. Żyję wprawdzie w kraju, gdzie nie wszystko jest normalne, a nawet więcej jest nienormalności niż normalności, ale nie żyję w czasach wojny, stałego zagrożenia życia, zdrowia i podstawowych czynności życiowych. Nie wracam, jak Ciocia Giedrojciowa, wiele kilometrów z Ravensbrück z nogami obwiązanymi szmatami, w pasiaku, z ogoloną głową do domu, którego już nie ma i do rodziny, która już nie żyje. Ciocia czekała na synów do końca życia. Ciągle wierzyła, że kiedyś się znajdą, a nikt nie miał odwagi powiedzieć jej ostatecznie, że nie żyją. To skrajny przykład. Ale jestem szczęściarą także dlatego, że nie zawalił mi nagle cały świat i całe życie z powodu wylewu męża. Moja przyjaciółka właśnie tego doświadcza. Szczerze jej współczuję, bo nieszczęście, które dotknęło jej męża dotknęło przecież całą rodzinę: i ją i córki. Cały dom jakoś funkcjonował, snuli plany i nagle w ciągu paru minut wszystko się zawaliło. On w szpitalu, Ona musiała zlikwidować firmę, nie może pracować, bo musi opiekować się Nim. Dziewczyna czuje się jak w matrixie. Jak ma się w tym wszystkim odnaleźć? A więc jestem szczęściarą, bo mam zdrowego, silnego PP, który mnie kocha i jakoś dajemy sobie radę. Muszę o tym pamiętać, gdy się kłócimy :). Jestem też szczęściarą, bo mam gdzie mieszkać, nie cierpię głodu, jestem względnie stabilna finansowo, a moje dziecko jest szczęśliwe, dobrze sobie radzi w życiu, a przede wszystkim jest zdrowe. Drobne czasem kłopoty da się rozwiązać, pokonać, przetrzymać. Naprawdę, nie powinniśmy ciągle wszystkich problemów, czy kłopotów rozdrapywać, obrabiać i oglądać dookoła setki razy, bo najczęściej nie zasługują na to. Wiem już, że wiele z tych kłopotów, które w życiu przeżywałam, nie zasługiwało na miano problemu, na łzy i emocje, które wtedy mną szarpały. Podchodzę z całym szacunkiem do wszystkich problemów, kłopotów i niedogodności życiowych, na jakie skarży się moja córka i inni moi bliscy, a czasem ja sama, bo w danej chwili tym się żyje i to przesłania nam najczęściej inne aspekty życia, te radośniejsze, ale w takich chwilach staram się przypominać sobie, że inni ludzie też mieli lub mają tylko jedno życie i to życie doświadcza ich znacznie bardziej niż mnie. Więc cieszę się z tego, co mam i czego, na szczęście, nie mam i czuję się szczęśliwa.

niedziela, 23 czerwca 2013

Nasze zawody i tytuły rodzaju żeńskiego

Ekolożka, psycholożka, socjolożka, ostatnio zalazłam także określenie kosmetolożka?! Koszmar!. Określenie zawodu to ekolog, psycholog, socjolog, kosmetolog itd. Wtedy wiem, że mam do czynienia z poważnym, odpowiednio wykształconym człowiekiem (kobieta to przecież też człowiek). Określenia psycholożka, ekolożka, socjolożka itp. są dla mnie infantylne i mało poważne, jak publiczne mówienie o dorosłych kobietach: Kasia, Marysia, Basia, zamiast Katarzyna, Maria, Barbara. To tak jakby te kobiety zatrzymały się w rozwoju na etapie dojrzewania i nie potrafiły zrobić kolejnego kroku w dorosłość. Na Fb pełno takich 50-letnich i więcej Kaś, Iz, Baś, Ań itp.
A powracając do zawodów i tytułów: jeśli kobieta jest doktorem nauk. . . (jakichś tam), to w świetle obecnej mody na poprawność polityczną, parytet płciowy, infantylizm, feminizm, czy co tam jeszcze, powinno się o niej mówić doktorka? Okropne. Uważam, że określenie Pani doktor nie ujmuje danej osobie kobiecości, a dodaje jej powagi.

piątek, 21 czerwca 2013

A przyroda szaleje . . .

Po długiej zimie, przyroda oszalała. Stara się nadrobić czas i zdążyć ze wszystkim we właściwym terminie :).
Czy zauważyliście, że kwitną już dzikie róże, a niektóre nawet mają już owoce, które rozpoczęły proces dojrzewania? Zauważcie, że lipy też kwitną. W drodze po zakupy poczułam najpierw wspaniały zapach, zaczęłam rozglądać się, gdzie i co tak cudnie pachnie. To lipa. Na zdjęciach widać, że nie tylko mnie wabiła swoim zapachem. Szkoda, że mogę Wam przekazać tylko piękno, a nie możecie poczuć tych zapachów, bo róża też robiła co mogła, żebym nie minęła jej obojętnie. 
Życzę Wam miłego i spokojnego dnia :).




















A na koniec jeszcze dmuchawce, latawce, wiatr . . . :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Małe radości i przyjemności

Mimo że pracuję w domu, co bardzo sobie chwalę, miłą odmianą jest konieczność wyjechania "na miasto" w celu pozałatwiania spraw administracyjnych. Z powodu kłopotów z parkowaniem w centrum, dojeżdżam do metra i dalej poruszam się komunikacją miejską. I przyznam się, że po wielu latach jeżdżenia wszędzie samochodem, cieszy mnie możliwość jazdy publicznymi środkami transportu. Czuję się jak moja 7-letnia niegdyś córka, której ogromnym marzeniem było przejechać się tramwajem. Całe życie przez wszystkich była wożona samochodami. Gdy wreszcie samochód mi się zepsuł, nastąpiło święto. Przez parę dni jeździłyśmy tramwajem. 
Od pewnego czasu zaczęłam doceniać poruszanie się komunikacją publiczną. Mogę obserwować ludzi, mogę przejść się, gdy mam ochotę i nie muszę wracać do samochodu, tylko wsiąść do autobusu, tramwaju lub metra tam, gdzie akurat jestem, mogę spokojnie rozejrzeć się po okolicy i nikt na mnie nie trąbi. No i oczywiście nie szukam godzinami miejsca do parkowania. Jest fajnie. Wczoraj byłam na Placu Bankowym i zwróciłam uwagę na dekoracje kwiatowe, jakie się tam znajdują. Poczułam się jak w Europie, gdzie zawsze zachwycały mnie kwiaty sadzone w wielkiej obfitości w donicach i na klombach i były zawsze pięknie utrzymane. Teraz mamy tak też w Warszawie i cieszy mnie ten krok w kierunku estetyki w mieście.




Takie donice stoją przed magistratem :).

środa, 12 czerwca 2013

Kruchość życia

Jakie to życie jest kruche. Wczoraj jeszcze człowiek był, rozmawiał z nami, robił plany na przyszłość i cieszył się życiem, a wystarczył moment i już szykujemy się do pogrzebu. 
W niedzielę zginęli koledzy mojej córki. Głupio. Nie mogę tego zrozumieć i otrząsnąć się z tego. Zatrzymali się na poboczu, żeby wlać benzynę z kanistra do baku. Po chwili już było po nich. Nadjechała ciężarówka i skosiła ich. Kierowca zbiegł z miejsca wypadku. Zginęli niewinnie i głupio. Serdecznie, baaaardzo współczuję rodzicom chłopaków. Wyobrażam sobie ich ból, ich uczucia. I dziękuję Bogu, że nie było tam mojego dziecka. Myślę chłopaki o Was. Wiem, że pamięć o Was przetrwa w sercach Waszych przyjaciół, rodziny i znajomych. Moja córka zamknęła się. Nie chce ze mną o tym rozmawiać. Widzę, że jest w szoku. Nie potrafię jej pomóc. Trzeba czekać, aż czas zrobi swoje. Jestem z Tobą córciu.
Świadomość niepewności życia, jego kruchości powinna być wystarczająca, by cieszyć się każdą jego chwilą i by wyrażać ludziom swoje ciepłe uczucia, by byli świadomi, ile dla nas znaczą.

czwartek, 6 czerwca 2013

Pracuję w domu


Mam szczęście. Pracuję w domu. To umożliwia mi korzystanie z czasu w dowolny sposób. Mogę na przykład w południe wyjść z psami na spacer i cieszyć się pogodą i świeżym powietrzem w najlepszej porze dnia. Gdy pracowałam w instytucie mogłam tylko smętnie wyglądać przez okno i nie miałam możliwości skorzystać ze swobody decydowania o tym, jak zaplanować swój czas. Mój czas był zaplanowany przez innych. Teraz mogę w każdej chwili wybiec z domu, nabrać nowej energii, odprężyć się i potem łatwiej zabrać się za dalszy ciąg zajęć. Daje to z pewnością lepsze efekty niż siedzenie przed komputerem na siłę wbrew naturze i wbrew sobie. Przede wszystkim zwiększa wydajność i daje oszczędności czasowe. W pracy muszę swoje godziny odsiedzieć, bez względu na to, czy mam wszystko zrobione, czy nie. W domu mogę zrobić, co do mnie należy lub to, co zaplanowałam na dany dzień i zająć się czymś innym. Jednak wiem z doświadczenia, że trzeba być niezwykle zdyscyplinowanym, żeby nie narobić sobie zaległości. Ale za to jakie wspaniałe jest uczucie niezależności, swobody i braku nadzorcy. Mimo, że teraz zarabiam mniej, nigdy już nie wróciłabym do zwykłej pracy na etacie. Czuję się cudownie, gdy mogę tak jak dzisiaj wyjść w południe na pobliską łąkę i w słońcu rozkoszować się widokiem całych połaci kwitnących białych rumianków, fioletowej koniczyny, maków i chabrów. Wieczorny spacer nie ma już takiego uroku. Wieczorem już nie chce się tańczyć i podskakiwać. Wtedy maszerujemy z dziewczynkami już dostojnie, świadome odpowiedzialności, jaką ten ostatni spacer na nas nakłada. A poranny spacer? Też jest wspaniały. Dzień jeszcze zastanawia się, jaki ma być: czy pogodny, czy też spłatać nam jakiegoś figla. Jeszcze nie osiągnął pełni przebudzenia, jeszcze można planować i marzyć podczas wędrówki po lesie. Te trzy najważniejsze spacery w ciągu dnia niezmiennie sprawiają mi wiele przyjemności. Pozostałe wyjścia są krótkie, raczej w pośpiechu, choć staram się świadomie eliminować pośpiech z życia. Nie urodziłam się po to, by ścigać się z czasem. Wreszcie po latach takiej gonitwy to zrozumiałam i doceniam powolność i spokój swoich dni.

A oto dokumentacja z dzisiejszego spaceru z dziewczynkami. Prawda, że piękna?!

sobota, 1 czerwca 2013

RZYM

Wycieczką-niespodzianką był RZYM. Do samego końca nie wiedziałam, gdzie lecę. Dopiero przy ostatniej bramce wydało się. Dzieci mnie zaskoczyły. Stosunkowo niedawno byli w Rzymie, więc nie sądziłam, że właśnie tam wybiorą się znów tak szybko. Brałam też pod uwagę moją niedokończoną wycieczkę do Barcelony, ale ponieważ 2 tygodnie temu Dzieci tam były, nie było to zbyt logiczne. Najbardziej chodził mi po głowie Londyn, bo nie byłam tam wieki całe, a na jesieni miałam zamiar tam lecieć i musiałam zrezygnować, z powodu braku opieki do dziewczynek. Rzym był strzałem w dziesiątkę, bo nie przewidziałam tego. Poza tym trafiliśmy na świetną pogodę do zwiedzania. Świeciło słoneczko, ale nie paliło jeszcze upałem i wiał wiatr.
Ponieważ wszyscy byliśmy już wcześniej w Rzymie, najważniejsze atrakcje mieliśmy już zaliczone. Pojechaliśmy więc na całodzienną wycieczkę do Ostia Antica.
OSTIA ANTICA - główny port handlowy starożytnego Rzymu. Przymykam oczy i wyobrażam sobie dobrze prosperujący port antyczny, jego zabudowania i ludzi uwijających się w codzienności pod słonecznym niebem. Jak żyli, jakie mieli mieli marzenia, co jedli, jak wypoczywali i jak okazywali swoje uczucia i swoją radość. Wyobraźni pomagają pozostałości po zabudowaniach. Idę wyłożoną bazaltem główną aleją i oczyma wyobraźni widzę ludzi poddających się przyjemności zabiegów higienicznych w termach Neptuna o przepięknie zachowanych mozaikach, sklepy i biura handlowe oznaczone na frontonach mozaikami stosownymi do ich rzemiosła lub dziedziny handlu. I widzę tłum ludzi w tunikach zapełniający imponujący teatr rozbudowany w II w. n.e. do 4000 miejsc. Amerykańscy turyści, którzy rozsiedli się obok nas wypróbowują akustykę teatru. Jest świetna. Część ich grupy zeszła na dół i śpiewa, a my na górze słyszymy wszystko, jakbyśmy siedzieli obok nich. Świetnie zachowany dom Casa di Diana daje wyobrażenie o tym, jak mieszkali średnio zamożni kupcy rzymscy, a nieopodal znajdująca się antyczna kafejka umożliwia nawet zapoznanie się ówczesnym menu, które wymalowane jest na ścianach. Stoliki znajdowały się na zewnątrz, a w środku zachował się wysoki kontuar i półki wystawowe. Po wysokich schodach możemy wspiąć się też na Kapitol, z którego można podziwiać panoramę Ostii. Wokół panuje cisza, w którą niekiedy wdzierają się głosy zwiedzających turystów niezbyt licznych jeszcze o tej porze roku. Taka atmosfera sprzyja wyobrażeniom przeszłości.

Mozaiki w Termach Neptuna
 Panorama Ostii Antica
 Teatr
 Framgent ściany z zachowanym menu
 Antyczna kafejka
 Pokój stołowy (?) :)