środa, 1 maja 2013

Pozbywanie się rzeczy

Jak to jest z tym posiadaniem rzeczy?
Czy koniecznie trzeba pozbywać się masowo tego, co się posiada, bo uznaliśmy, że od dzisiaj jesteśmy minimalistami?
Czy to ma być jakaś spontaniczna akcja?

Na wiele z tych rzeczy ciężko pracowaliśmy. Przeznaczyliśmy na ich posiadanie swój czas tu na ziemi. Oczywiście nie jestem zwolenniczką kurczowego przywierania do rzeczy, ale są takie, które mimo upływu lat wciąż nas cieszą a są jednak durnostojkami. Sama mam parę takich rzeczy, choćby ukochaną porcelanę.

Wydaje mi się, że przy wyrzucaniu też należy włączyć myślenie. Sama na początku swojej drogi ku prostocie zachłysnęłam się tym wspaniałym uczuciem pozbywania się. Ale po jakimś czasie okazało się, że wyrzuciłam też rzeczy, które okazały się potrzebne i musiałam kupić je ponownie. Teraz przed wyrzuceniem czegokolwiek 5 razy zastanawiam się. Po pierwszych doświadczeniach z wyrzucaniem (szczególnie w przypadku ciuchów) przyjęłam metodę może dłuższą, ale mniej drastyczną a też skuteczną, mianowicie: przestałam kupować na bieżąco (półtora roku wytrzymałam bez zakupów ciuchowych i dobrze mi z tym), jeśli coś zużyję, wyrzucam i nie kupuję w to miejsce niczego nowego. W ten sposób powoli redukuję stan posiadania bez fajerwerków, ale skutecznie. A im głębiej sięgam do szafy, tym większe czekają tam na mnie niespodzianki. Okazuje się, że jeszcze wiele lat będę miała w czym chodzić. A ponieważ nigdy nie kupowałam nowinek modowych, tylko zawsze proste ascetyczne rzeczy ponadczasowe, to nie mam problemu z nadążaniem za modą. Po prostu nigdy mnie to nie interesowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)