niedziela, 12 maja 2013

Prezenty

Wiem, że to nie jest okres przedświąteczny, gdy wszystkich ogarnia gorączka kupowania prezentów, ale przyszło mi do głowy, że można o tym napisać w dowolnym momencie, bo zawsze ktoś ma urodziny, imieniny, ślub, komunię, rocznicę, czy inną okazję, na którą musi kupić prezent albo może spodziewać się prezentów.
Kupowanie prezentów dla większości osób to zmora, szczególnie gdy niezbyt dobrze znamy odbiorcę. Co tu kupić? Mam ciocię, która prawie zawsze zwraca prezenty, bo jej z jakiegoś powodu nie pasują. Z praktycznego punktu widzenia ma to może sens, bo znając ciocię przechowuję paragon i zawsze mogę prezent zwrócić. Z emocjonalnego punktu widzenia - to klęska. Starałam się i znów pudło. No, ale w tym przypadku chociaż sytuacja jest klarowna a ciocia szczera. Gorzej z osobami, które prezenty traktują jako wyznacznik naszych lub swoich uczuć w stosunku do osoby obdarowanej. Takie osoby trudno zadowolić preferowanymi przeze mnie prezentami, które można zjeść, wypić lub jeśli to bilety - spędzić przyjemnie razem czas. Od pewnego czasu przestałam się przejmować tym, czy prezent jest dostatecznie drogi i cenny. Uważam, że skoro kupuję dla kogoś bilety na fajną sztukę i poświęcam swój czas, żeby przyjemnie go z tą osobą spędzić lub zapraszam gdzieś na kolację, to jest to najcenniejszy prezent, świadczący o moich uczuciach, bo jest to mój cenny czas. Jeśli ktoś to potrafi docenić - jest mi bardzo miło, jeśli nie - trudno. I tak miałam przyjemność z tego, że spędziłam czas z tą osobą. I w ten sposób prezent dla kogoś staje się również prezentem dla mnie :).
Otrzymywanie prezentów dla mnie wiąże się ze stresem: czy aby nie dostanę jeszcze czegoś do domu, do ubrania, do smarowania się itp. Zasadniczo informuję i przypominam przed wszelkimi okazjami, że najbardziej lubię prezenty jadalne lub kulturalne, ale wiele osób uważa, że jeśli coś nie stoi latami na półce i nie "ozdabia" mojego mieszkania lub mnie, to znaczy, że prezent był, ale jakby go nie było. Do takich osób należy moja mama. Nie walczę już z nią, bo szkoda mi starszej pani, ale po każdej uroczystości, czy świętach mam kłopot. Moja córka raczej pojmuje już o co chodzi, ale jeszcze czasem wyskoczy z czymś materialnym. Ze znajomymi jest łatwiej. Chyba po prostu im też jest łatwiej upiec mi ciasto, czy pognać ze mną do kina (wtedy ja wybieram film), czy do knajpy i nie muszą wymyślać, czego jeszcze nie mam, a mogłabym mieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)