Wiele razy czytałam na Waszych blogach, że nie znosicie koszenia, bo powoduje hałas, przystrzyżone trawniki trzeba potem podlewać itp. Jako posiadaczka kawałka ogródka nie mogę zgodzić się z tym, bo jeśli trawnik nie jest koszony, to po pierwsze dziczeje i łysieje, a po drugie przedzieranie się przez wybujałą trawę z jednego końca ogródka na drugi, szczególnie po deszczu, nie sprawia mi żadnej przyjemności i myślę, że nie jest to tylko moje odczucie. Nie wspomnę już o wrażeniach estetycznych: czy wolicie patrzeć na zielony zadbany kobierzec, czy wybujałe zielsko, przez które trudno się przebić innym roślinom?
Mam jednak inną fobię ogródkowo - parkową, mianowicie grabienie liści. Proszę, żeby przyrodnicy lub ogrodnicy wytłumaczyli mi, czy mam rację. W szkole uczono mnie, że to, co znajduje się na ziemi, to cenna ściółka. Składają się na nią m.in. opadłe z drzew liście, które pod wpływem wilgoci rozkładają się, wnikają w glebę i w ten sposób ją zasilają, powodując, że na wiosnę mogą wykiełkować nowe, silne rośliny. Ponadto pod tymi drzewami leżą też kasztany, żołędzie, szyszki i inne cenne produkty stanowiące pożywienie dla zwierząt, które umożliwia im przetrwanie zimy. A teraz do naszego parku, w którym mieszkają wiewiórki i który jest integralną częścią lasu, przyjeżdża ekipa ogrodnicza i to wszystko grabi, ładuje na samochód i wywozi. Tym samym zwierzęta zostały pozbawione pożywienia, a pod drzewami już od pewnego czasu mamy klepisko. Mówi się, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Rozszerzyłabym to i powiedziała: gdzie diabeł nie może, tam człowieka pośle. Efekt murowany: na pewno wszystko zniszczy i jeszcze weźmie za to kasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)