poniedziałek, 14 października 2013

Zmiany (1)

Postanowiłam wprowadzić trochę zmian w swoim życiu. Od pewnego czasu zaczęłam zauważać, że popadłam w rutynę, a moje dni zaczynają być podobne jeden do drugiego. Nie jestem przeciwniczką rutyny. Nie widzę w niej nic złego, pod warunkiem, że nie mamy poczucia zubożenia naszego życia lub dokuczliwej monotonii. Zasadniczo wydaje mi się, że rutyna może być dobroczynna, ponieważ pozwala na oszczędność czasu. Wiadomo, że czynności, których wykonywanie uległo rutynie, zabierają mniej czasu niż wykonywanie rzeczy nowych. Czynności zrutynizowane wykonujemy automatycznie, natomiast nad nowymi musimy się zastanowić, jak je wykonać i nierzadko dużo czasu upływa zanim dojdziemy do perfekcji. A czym jest perfekcja? Często też wynikiem rutyny.

Jak już napisałam, rutyna wcale nie jest naszym wrogiem, może być sprzymierzeńcem, ale do czasu. Dopóki nie staje się przyczyną wyjałowienia. Jeśli zaczyna dochodzić do takiej sytuacji, należy coś zmienić. Jednak w moim przypadku wszystkie wielkie i gwałtowne zmiany kończyły się jednakowo. Porażką. Mój ojciec zawsze twierdził, że jestem "słomiany zapał". Tym razem postanowiłam zabrać się za poprawę jakości mojego życia bardziej racjonalnie: metodą małych kroczków. Powolutku, ale konsekwentnie do przodu. Jak zwykle w takich przypadkach na pierwszy ogień idzie sposób odżywiania się. Decyzja spowodowana jest nie tyle pragnieniem schudnięcia (co może być mile widziane jako efekt uboczny), co strachem i zdrowym rozsądkiem. Od ponad 20 lat żyję z batem zagrożenia nowotworowego. Rutynowe badania postanowiłam wspomóc zdrową dietą. Do tej pory dość marnie mi to szło. Okresy wzlotów były przerywane okresami spektakularnych upadków, wyrzutami sumienia, pocieszaniem się w postaci dogadzania sobie. I tak ta karuzela się kręciła. Przemyślałam sprawę i doszłam do oczywistych wniosków, że rzucanie się na łeb, na szyję na głęboką wodę, powoduje po pewnym czasie protest organizmu, który domaga się, wręcz żąda czekolady, małego kawałeczka tortu, kotleta (najlepiej schabowego z kapuchą i kartofelkami), tudzież innych cudownych rzeczy wymyślonych przez ludzkość bynajmniej nie w celu zaspokajania głodu, który rzadko kiedy tak naprawdę odczuwamy.

Tak więc na pierwszy ogień moich zmian idzie dieta, albo może nie dieta, a sposób odżywiania się. Żeby mój organizm nie zbuntował się po tygodniu, albo jeszcze wcześniej, na początek skupię się na ograniczeniu spożywania cukru. Tylko tyle. Żadnego ograniczania porcji, głodzenia się i innych bohaterskich wyczynów. Kawy i herbaty nie słodzę, więc tu nie mam nic do poprawiania, ale kocham słodycze i tu jest ogromne pole do popisu. Nie rzucę ich od razu, bo wiem że już za 2 dni wylądowałabym w jakiejś cukierni z obłędem w oczach. A cukiernię mam obok bloku. Będę stopniowo zmniejszała porcje. Mniejsze kawałki ciasta, każdy kolejny cieńszy. Zamiast zjeść cały rządek czekolady, zjem o jedną cząstkę mniej, potem o dwie, a ostatnią będę dzielić na ćwiartki, aż pewnego dnia być może mój organizm wcale nie zechce więcej cukrów niż otrzymuje w owocach i innych, zdrowszych produktach. Gdy to osiągnę, wezmę się za następną drobną zmianę. Ufam, że tym razem pójdzie mi lepiej :).

2 komentarze:

  1. Ha ha, plan jest dobry i ambitny. Współczuję Ci z tą cukiernią obok bloku. No jak oni tak mogli! Ale Kochana, ja to na raz wchłaniam tabliczkę czekolady, nie rządek:) Uwierz mi:)) - czekolada jest zdrowa. Musi być. Musi, bo się załamię:) Gorzka. Mówią, że nie da się jej zjeść zbyt wiele. Ja daję radę tabliczce i zawsze mi mało. Obłęd w oczach z ciągu do słodyczy... Znam. Z lustra:)) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miód próbujesz wylać na moje serce, ale Ty masz figurę modelki, a ja niestety ciągle zmagam się ze swoimi niedoskonałościami (czytaj: krągłościami). Gdybym dysponowała Twoją figurką już leżałabym z tą czekoladą na kanapie. A tak na serio: gorzka oczywiście może być jedzona ze względu na jej cud właściwości zdrowotne. Ze słodkości jeszcze miód jest dopuszczalny, ale w ograniczonym zakresie, bo to jednak cukier. Ja natomiast muszę skupić się przede wszystkim na ograniczeniu cukru i to niekoniecznie ze względów estetycznych. A tak lubię sobie pofolgować. Muszę znaleźć coś zastępczego, co ukoi mój ból :D. Dzięki i pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)