poniedziałek, 13 czerwca 2016

NIECH ŻYJĄ WAKACJE!

 Zbliżają się wakacje. Będziemy wyjeżdżać na upragniony odpoczynek. Jedni w Polsce, inni gdzieś w świecie. Każdy ma swój sposób na spędzanie wakacji, urlopu. Każdy lubi co innego. Jedni lubią wyjechać nad morze i cieszyć się słońcem i ciepłym piaskiem, inni wolą zwiedzać.
Ważne, aby wybrać to, co naprawdę lubimy, a nie to, co wypada z jakichkolwiek powodów: bo inni tak robią, bo taka moda, bo ktoś nam to polecił itp. 
Przelatuję wspomnieniami przez wakacje i urlopy swojego życia. Przymykam oczy, przeglądam zdjęcia i uderza mnie jedna prawidłowość. Najdokładniej pamiętam momenty nie mające nic wspólnego ze zwiedzaniem, które kiedyś tak bardzo mnie pasjonowało. Wyjeżdżałam po to, żeby zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Po otwarciu granic zachłannie rzuciłam się na zabytki Europy i uczestniczyłam w swoistym wyścigu zaliczania i kolekcjonowania miejsc. Każdy wyjazd drobiazgowo planowałam z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Studiowałam przewodniki i mapy i markerem zaznaczałam na mapach miejsca, które koniecznie muszę zobaczyć. Czytałam historię miejsca i obiektu i robiłam notatki. Tak uzbrojona po zęby wyjeżdżałam i pilnowałam planu.
Teraz, gdy przeglądam zdjęcia i wspominam, nie za bardzo pamiętam, co za detal i z której katedry gotyckiej sfotografowałam. ułożyłam nawet obok siebie wszystkie zdjęcia katedr gotyckich i nie potrafiłam już skojarzyć ich z poszczególnymi miejscami. Wiele takich zdjęć wylądowało teraz w koszu na śmieci. Została zaledwie garstka, na których jest coś faktycznie istotnego, co kojarzy mi się z jakimś wydarzeniem lub wrażeniem. No i oczywiście zostały też najlepsze zdjęcia, na których jesteśmy MY: Ja i Dziecko.
Jednak w pamięci najlepiej zachowały się momenty, które nie załapały się na zdjęcia:
- rozgrzany piasek w Grecji i leżenie na plaży w taki sposób, żeby woda chłodziła nas przez cały dzień, który podarowali nam strajkujący pracownicy sektora turystycznego w Grecji (inaczej zamiast mieć takie wspomnienia w głowie, miałybyśmy zdjęcia kolejnych zabytków),
- spontaniczny wieczorny taniec mieszkańców na rynku małego miasteczka w Grecji, gdzieś w okolicy Meteorów,
- spacery w deszczu na wczasach w Jastrzębiej Górze i nasz drewniany, nieluksusowy dom wczasowy na skarpie przy zejściu na plażę,
- ugniatające nas w nocy w plecy szyszki na kempingu gdzieś w Austrii,
- trąba powietrzna na innym kempingu w Austrii koło Salzburga, którą najpierw oglądałyśmy tańcującą po jeziorze, a przed którą w nocy uciekałyśmy z namiotu do samochodu (też "rozsądnie"),
- paniczna ucieczka spod zamku w Liwie, gdzie pojechałyśmy oglądać o północy Żółtą Damę na wieży,
- namawianie przed lodziarnią w Węgrowie Dziecka na zjedzenie lodów, bo ja miałam ochotę a głupio było mi sobie kupić a jej nie (Dziecko nie lubi lodów z założenia :)),
- wieczorne spacery brzegiem plaży z Rewala do Trzęsacza
i wiele innych, których nie ma na zdjęciach, ale pozostały w sercu. Widać to właśnie te  momenty miały największy ładunek emocjonalny i mimo że nieuwiecznione przez aparat, na zawsze pozostały w pamięci. 
Do tego zestawu dorzucę jeszcze spontaniczną weekendową wycieczkę do Malagi, na którą zabrałam Dziecko na 21 urodziny (taki moment wejścia w prawdziwą dorosłość). Świetnie się tam bawiłyśmy i znowu najprzyjemniej wspominam chwile spacerów wzdłuż plaży i zbieranie muszli, których potem nie mogłyśmy upchnąć w bagażu, ale i tak sporo ich przywiozłyśmy.
Po latach z kolei to ja zostałam zabrana na swoje urodziny na wycieczkę niespodziankę, o której pisałam tu i tu.
Teraz nie mam możliwości takich wyjazdów, ale kiedyś, gdy znów będę mogła swobodnie poruszać się po świecie, z pewnością dokładnie zastanowię się, zanim zdecyduję o kierunku i sposobie spędzania wolnego czasu. Nie będzie to tylko przysłowiowe leżenie na plaży, bo znam siebie i wiem, że wcześniej czy później zacznie mnie nosić po okolicy, ale na pewno nie będzie to wyjazd zaplanowany tak, jak robiłam to kiedyś. Raczej postawię na spontaniczność.

2 komentarze:

  1. Bardzo pięknie to ujęłaś :) Ja także do dziś mam w pamięci te chwile, kiedy nie robiłam zdjęć. Bardzo dokładnie pamiętam pobyt w Paryżu 23 lata temu! Film spadł mi z rolki w aparacie. Lepiej kolekcjonować dobre chwile niż fotografie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wtedy filmy nam się prześwietlały, aparaty się zacinały. Dziś z kolei rozładowuje się bateria. Wiwat własna pamięć.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)