środa, 30 października 2013

Porażka systemu nauczania

Miały być dwa inne posty, ale to mnie powaliło. Nie chcę niczego komentować, bo na usta cisną się same inwektywy pod adresem decydentów, którzy ciągle majstrują przy programach nauczania, nauczycieli, którym jak widać brak kompetencji lub determinacji, no i samych uczniów. Wydaje mi się, że szkoły prywatne, które uzależniają zatrudnianie i przedłużanie umów z nauczycielami od ich wyników pracy, czytaj: stawiania dobrych ocen, bo takich życzą sobie rodzice zrzucający się na wynagrodzenie tych nauczycieli, to nieporozumienie. Poziom nauczania jest z każdym rokiem coraz niższy. Jednak, żeby nie czepiać się tylko szkół prywatnych, to wspomnę jeszcze o jednej z lepszych szkół warszawskich, do której chodziła Moja Córka. Nauka historii była zaczynana od początku, czyli starożytności mniej więcej co 2 lata, albo i częściej, bo zmieniał się nauczyciel i miał własną koncepcję nauczania. Efekt był taki, że do matury Moje Dziecko zdążyło opanować historię starożytną, średniowiecze i wchodziło w okres odrodzenia. W porywach udawało nam się dojść do oświecenia, jeśli nauczyciel był ambitny. W przypadku fizyki - porażka totalna, bo po co człowiekowi w klasie z wykładowym francuskim znajomość działania różnych urządzeń, że nie wspomnę o bardziej skomplikowanych zagadnieniach z tego przedmiotu. Co do chemii, miałam wątpliwości, czy w ogóle coś się robi, a z geografii mamy pewne postępy z racji podróży po świecie. Dzięki temu Moje Dziecko zaczęło się orientować, gdzie, co leży na kuli ziemskiej. Doskonale prowadzony był polski i literatura i oczywiście języki obce. Coś więc było dobrego i cieszy mnie oczytanie Dziecka oraz ukierunkowanie jej w kwestiach kultury, co jest z pewnością ogromną zasługą jej nauczycielki, która umiała zainteresować młodzież swoim przedmiotem.

2 komentarze:

  1. Niestety, system nauczania nie jest najlepszy. Do tego program nauczania przeładowany. A do szkoły zagląda biurokracja. I stawiam sobie pytanie, czy zadaniem nauczyciela jest nauczanie, czy może już tylko skrupulatne wypełnianie tabelek, dzienników elektronicznych? Czasem wydaje mi się, że decydenci nie mają zielonego pojęcia o szkolnictwie albo nigdy nie uczęszczali do szkoły. I chyba na tym zakończę moje gorzkie żale.

    Pozdrawiam,
    Marie Bell
    maariebell.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem, bo sama wypełniam 100 tysięcy różnych zestawień i tabelek, informacji i innych idiotyzmów, a nie pracuję w typowej szkole, tylko zajmuję się nauczaniem ustawicznym. Pisała już na ten temat My Slow Nice Life. I pewnie dlatego potem mamy takie efekty. Ludzie albo uciekają z takiej pracy albo musi dziać się coś za coś. Miło Cię gościć na moim blogu. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)