sobota, 5 października 2013

Dzikie zwierzęta w mieście

Jeśli Tarchomin to jeszcze miasto :) . Sądząc po gęstej i coraz bardziej ekspansywnej zabudowie - tak. Sądząc po odległości od Centrum - peryferie. Nowe peryferie, które powstały na terenie dawnych lasów. Pamiętam, że przyjeżdżało się tu na grzyby, a Modlińska była wąską, zwykłą szosą. Szosą - nie drogą w obecnym rozumieniu. A teraz człowiek zaanektował te tereny dla siebie, nie pytając o zgodę ich rdzennych mieszkańców, czyli zwierząt. W ekspresowym tempie zaczęły powstawać osiedla. Jedno po drugim. Bloki stawiane są coraz gęściej, a wszystko to jeszcze ogrodzone jest płotami. W ten sposób wtargnęliśmy i zabudowaliśmy, pogrodziliśmy naturalne szlaki przemieszczania się zwierząt, które tu mieszkały i nadal mieszkają. Zdezorientowane i przestraszone. Gdy jeszcze moje osiedle było ostatnim, a dalej był las, do którego chodziłam z psem na spacer (wówczas jeszcze tylko z jednym hehehe), miałam okazję spotykać zające, sarny, wiewiórki, no i dziki, jeśli wcześnie rano lub o zmierzchu się tam zapuszczałam. Nad Wisłą udało mi się kiedyś spotkać bobra. Potem powstały nowe osiedla, a przy moim część lasu przerobiono na park. Zwierzęta jednak pozostały. Biedne mają problemy z dostaniem się do wody, do Wisły. Zdarzało mi się widzieć stadko saren biegające wzdłuż płotu wokół nowego osiedla w poszukiwaniu nowej drogi. Biegały w prawo i w lewo, zawracały. Zajączków już prawie nie widuję. Natomiast problemem są dziki przechadzające się po parku, ulicami, np. Ordonówny czy Topolową. Biedne stworzenia mają coraz mniej możliwości wyżywienia się a do tego utrudnione warunki poruszania się po swoim dawnym królestwie, które zniknęło. Stanowią też pewne niebezpieczeństwo dla nas, aczkolwiek do tej pory nie było jeszcze żadnych konfliktów na linii dziki - ludzie i psy.

Pamiętam, lata świetlne temu, oglądałam kreskówkę "Krecik w mieście". O tym jak Krecik mieszkał na polanie w lesie, miał przyjaciół, znajomych i swój domek i wszyscy żyli szczęśliwie. Pewnego dnia na ich polanie pojawił się buldożer i ze strasznym hałasem zaczął kopać i niszczyć domki sąsiadów. Domek Krecika jakoś się ostał. Na koniec pamiętam taką scenę, że siedzi Krecik na swoim domku na spłachetku trawnika pomiędzy blokami, a wokół nie ma już przyjaciół, bo kto przeżył, musiał uciec dalej w las.

Niestety ekspansja człowieka jest tak ogromna, że te ucieczki wymagają przebywania coraz większych odległości. Niszczymy wszystko wokół bezmyślnie i egoistycznie. Ciągle nawołuje się do budowy nowych mieszkań, których podobno brakuje, a przecież wiele z nich stoi pustych, co obserwuję tu na Tarchominie i na Żoliborzu u mamy. Po prostu budowa i sprzedaż mieszkań to zwykły biznes a nie potrzeba. Bezwzględny.

A teraz zapraszam na spacer po resztce naszego lasu:

do lasu zapraszają nas takie mostki




to jest główny deptak
polanka na pikniki
polanka na górce




mieszkańcy

2 komentarze:

  1. Ślicznie u Ciebie! U mnie za oknem podobnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mamy szczęście, że mieszkamy w takich ładnych miejscach. Ty jednak masz o tyle lepiej, że mieszkasz w domu, ja niestety w blokowisku. Wyjścia do lasu są prawdziwym wytchnieniem, pod warunkiem, że nie jest to niedziela. Wtedy tłumy zaśmiecają park i las. W weekendy chodzę więc na ugory. Ale i tak nie narzekam. Niektórzy mają gorzej :). Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)