niedziela, 19 października 2014

Jak to jest z tą konsekwencją?

W piątek kończąc wpis stwierdziłam, że idę spać z MOCNYM postanowieniem doprowadzenia do ładu mieszkania i załatwienia paru najpilniejszych chociaż spraw.

Zeznaję pokornie, że spięłam się i prawie mi się udało. Prawie, bo chyba zbyt wiele naraz chciałam zrobić. Czy zauważyliście, że ilekroć coś postanawiamy, zwykle jest tego więcej niż jesteśmy w określonym czasie zrobić. Na ogół bardzo optymistycznie zakładamy, że w ciągu jednego dnia damy radę zrobić wszystko, co odwlekaliśmy tygodniami. Niestety, to tak nie działa. W rezultacie, mimo że narobiliśmy się danego dnia, idziemy spać z przekonaniem, że jednak nie jesteśmy doskonali, bo nie zrealizowaliśmy pełnego planu. W sobotę wieczorem postanowiłam zmienić tą zasadę. Poklepałam się po ramieniu i stwierdziłam, że świetnie sobie poradziłam, przecież mogło być gorzej. Ja wiem, że mogło też być lepiej, ale postanowiłam nie dokopywać sobie i cieszyć się swoimi osiągnięciami.

Jednak muszę się przyznać, że nie ogrom zaplanowanej roboty był dla mnie problemem. Problemem było przełamanie się, skrócenie czasu przeznaczonego na poranną kawusię z książką i zabranie się do pracy. Jak już to się udało, to dalej poszło. Następnym trudnym momentem było wyjście z psami na spacer. Przy tak pięknej pogodzie cały mój człowiek w środku krzyczał: a pochodźcie sobie dłużej, co tam sprzątanie, przecież jest tak ślicznie. Niedługo skończy się ta piękna jesień, to sobie będziesz sprzątać. Zacisnęłam jednak zęby, wróciłam do domu i postanowiłam umyć okno w kuchni. W ten sposób cieszyłam się piękną pogodą wykonując jednocześnie plan. Ale i tak jeszcze zostało mi co nieco na poniedziałek do zrobienia, żeby nie wydawało mi się, że tak spokojnie zacznę nowy tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)