wtorek, 14 października 2014

Nie chce mi się jechać na szkolenie

Muszę jechać dzisiaj na szkolenie. Czeka na mnie grupa żądnych wiedzy facetów. Tylko co zrobić, skoro za oknem taki piękny dzień, że po prostu nie chce mi się. Jak wykrzesać z siebie entuzjazm do gadania przez kilka godzin? Staram się zachować olimpijski spokój. Jedna kawa, druga. . . .i książka. Na szczęście dzisiejsze zajęcia mam po południu, więc nie musiałam zrywać się o świcie i latać po mieszkaniu w gorączkowym pośpiechu. Wyszykowałam się, poszłam z dziewczynkami do parku na spacer, a teraz piję znów kawę przy oknie w kuchni i czekam na PP. Zjemy wspólnie śniadanie. Potem odwiozę dziewczynki do Babci i przed wyjazdem z miasta kupię sobie upatrzoną w empiku książkę. Zatrzymam się po drodze w lesie, żeby zjeść kanapkę i przejrzeć nowy nabytek i nacieszyć się jeszcze przez chwilę tym pięknym jesiennym dniem. Wrócę późnym wieczorem i padnę.

No cóż, różne typy ludzkie pojawiają się na zajęciach. Na ogół radzę sobie doskonale z pacyfikowaniem malkontentów, typów agresywnych i napastliwych, którzy na mnie wylewają wszystkie swoje żale na obowiązujące przepisy, własną niewiedzę i chyba tym samym za nieudane życie. Lub nie takie, jakie miało być we wcześniejszych planach. Dziś trafiły mi się dwa kompletnie przeciwstawne typy: jeden agresor, napastliwy, krzykliwy i nieprzyjemny i jeden naprawdę zainteresowany tym, żeby wyciągnąć z zajęć jak najwięcej, przy czym łagodny, pogodny i życzliwy światu, co widać było również w czasie przerw, gdy rozmawiał z pozostałymi uczestnikami. Reszta, to masa, ludzie którzy przyjechali na zajęcia, bo musieli.Odsiedzą swoje, bo im kazali, pójdą do domu i z głowy. Zwróciliście uwagę na to, że gdy ludzie mają okazję dowiedzieć się czegoś (często za darmo, bo płaci im pracodawca), to nie wykorzystują tej okazji. Dopiero, gdy potem przychodzi moment, że ta wiedza jest im potrzebna, to płacą ciężkie pieniądze za nią i starają się wtłoczyć co trzeba do głowy w rekordowym czasie. Też tak kiedyś miałam. Teraz, gdy poddaję się szkoleniu lub jestem na spotkaniu, na którym można się czegoś dowiedzieć, staram się wykorzystać ten czas.

3 komentarze:

  1. W mojej pracy to fundują nam szkolenia z grantów. A to są szkolenia na tematy tak zgrane i oklepane, że jak ktoś pracuje lat kilkanaście, to już był na kilku takich samych, ale to nieistotne, bo jak z grantów, to za darmo, pracodawca nie płaci, a za to odhacza, że szkolenie zrobił i git. A ja siedzę na tym stołku po wielu godzinach pracy i użerania się z ludźmi, padnięta, głodna, w domu dzieci czekają... A tu szkoleniowiec przedstawia mi prawdy objawione, które ja już tyle razy słyszałam, a nawet jeśli nie słyszałam, to przez tyle lat sama do nich doszłam. A w dodatku ten szkoleniowiec za bardzo doświadczenia nie ma w tym, o czym mówi, więc bez problemu większość szkolonych wskaże luki (niejednokrotnie poważne) w toku myślenia. To jak tu zachować spokój, kiedy irytacja narasta z minuty na minutę, bo nie dość, że niczego pożytecznego się nie dowiem, to jeszcze głowa mnie rozboli, nie odpocznę przed kolejnym dniem, w domu zaległości narosną, a pracodawca dumny i blady, bo mi szkolenie zrobił. Dobre szkolenie (z dobrym zakresem materiału i dobrym szkoleniowcem) to naprawdę rzadkość. Przynajmniej w mojej dziedzinie. Papierologia. A żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuję naprawdę, muszę sama się gdzieś zapisać. Za własną kasę. Taka smutna prawda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Różne są szkolenia, a te unijne to rzeczywiście często ble ble. Moi kursanci w razie kontroli i stwierdzenia naruszenia przepisów płacą kary od kilkuset do (czasem) nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Interpretacje przepisów przez inspekcję są często dość niespodziewane i warto dowiedzieć się po jakim polu minowym się stąpa. Dobrze też wiedzieć, jak się bronić lub jak postępować, żeby uzyskać obniżenie wymiaru kary. Nudna też raczej nie jestem, bo staram się wprowadzić trochę humoru, no i sporo przykładów z życia. Po prostu, to chyba jest tak, że każdy przymus powoduje reakcję obronną :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ty mówisz o kursie faktycznie potrzebnym. Ostatnie zdanie - tak, plus popołudniowa głupawka po całym ciężkim dniu. Są kursy i kursy:)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Proszę w komentarzach nie używać wulgaryzmów i podpisać się chociaż imieniem lub nickiem. Pozdrawiam :)